Od tygodnia pracowałam w Starbucksie i szło mi dobrze. Zaprzyjaźniłam z Kat i niektórymi jej znajomymi. Kontaktu z Justinem, albo Pattie nie miałam od tygodnia. Minęło tyle czasu, że wyniki powinny być niedługo. Mimo, że byłam pewna, że to Justin jest ojcem, to i tak się stresowałam.
Kończyłam właśnie wycierać stolik, kiedy drzwi się otworzyły, ukazując Justina. W dłoni trzymał kawałem papieru. Czyli to już... Podszedł do mnie, unikając wzroku wszystkich dziewczyna.
- Przebierz się, wychodzimy- zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
-Do końca mojej zmiany zostało jeszcze- spojrzałam na zegarek- 15 minut. Nie mogę wyjść- wyjaśniłam.
-Matka MOJEGO dziecka nie będzie pracować w takim miejscu- dał nacisk na słowo "mojego". Miałam ochotę skakać z radości. Wreszcie uwierzył...
-Badanie wyszły pozytywnie?- spytałam go.
-Tak. Nie wiem jak to zrobiłaś-wymamrotał- Porozmawiamy w domu.
-Zrobię ci coś do picia. Poczekaj, aż skończy się moja zmiana. - westchnął zrezygnowany. Uśmiechnęłam się- Co ci podać?- wytarłam dłonie do fartuszka.
-Mrożoną kawę, łeb mi napierdziela-jęknął. Przytaknęłam i poszłam do kuchni, aby Kat ją zrobiła
Postawiłam przed nim napój, zamierzając odejść, ale złapał mnie za rękę, nie pozwalając.- Usiądź- polecił, a ja to zrobiłam. -Nie możesz się przemęczać- złapał moją dłoń.
-Justin, wszystko w porządku- posłałam mu uśmiech- Nie musisz się martwić na zapas
-Właśnie, że muszę.- wymamrotał. Zaśmiałam się cicho i mrugnęłam do niego. Wywrócił oczami i też posłał mi mały uśmiech. Spojrzałam na zegarek, orientując się, że moja zmiana własnie minęła.
-Poczekaj chwilę, zaraz wracam- powiedziałam, zanim poszłam na zaplecze. Zdjęłam fartuszek i wzięłam swoje rzeczy. Nagle do pomieszczenia wparowała Kat.
-Uwierzysz, że SAM Justin Bieber kazał iść sprawdzić co robisz?-zaśmiała się nerwowo
Kończyłam właśnie wycierać stolik, kiedy drzwi się otworzyły, ukazując Justina. W dłoni trzymał kawałem papieru. Czyli to już... Podszedł do mnie, unikając wzroku wszystkich dziewczyna.
- Przebierz się, wychodzimy- zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
-Do końca mojej zmiany zostało jeszcze- spojrzałam na zegarek- 15 minut. Nie mogę wyjść- wyjaśniłam.
-Matka MOJEGO dziecka nie będzie pracować w takim miejscu- dał nacisk na słowo "mojego". Miałam ochotę skakać z radości. Wreszcie uwierzył...
-Badanie wyszły pozytywnie?- spytałam go.
-Tak. Nie wiem jak to zrobiłaś-wymamrotał- Porozmawiamy w domu.
-Zrobię ci coś do picia. Poczekaj, aż skończy się moja zmiana. - westchnął zrezygnowany. Uśmiechnęłam się- Co ci podać?- wytarłam dłonie do fartuszka.
-Mrożoną kawę, łeb mi napierdziela-jęknął. Przytaknęłam i poszłam do kuchni, aby Kat ją zrobiła
Postawiłam przed nim napój, zamierzając odejść, ale złapał mnie za rękę, nie pozwalając.- Usiądź- polecił, a ja to zrobiłam. -Nie możesz się przemęczać- złapał moją dłoń.
-Justin, wszystko w porządku- posłałam mu uśmiech- Nie musisz się martwić na zapas
-Właśnie, że muszę.- wymamrotał. Zaśmiałam się cicho i mrugnęłam do niego. Wywrócił oczami i też posłał mi mały uśmiech. Spojrzałam na zegarek, orientując się, że moja zmiana własnie minęła.
-Poczekaj chwilę, zaraz wracam- powiedziałam, zanim poszłam na zaplecze. Zdjęłam fartuszek i wzięłam swoje rzeczy. Nagle do pomieszczenia wparowała Kat.
-Uwierzysz, że SAM Justin Bieber kazał iść sprawdzić co robisz?-zaśmiała się nerwowo
Przygryzłam wargę i wywróciłam oczami.
-Już wychodzę- wymamrotałam, zabierając torebkę.
-Umawiasz się z nim?- pisnęłam.
-Już wychodzę- wymamrotałam, zabierając torebkę.
-Umawiasz się z nim?- pisnęłam.
-Kat, daj już spokój- mrugnęłam do niej, wychodząc. Podeszłam do Justina, który, czekał opierając się o blat.
-Wreszcie, wysłałem inną dziewczynę, by sprawdziła, czy wszystko okay z tobą.
-Justin, nic mi nie jest. Nie musisz tak panikować- powiedziałam już lekko zirytowana.
-Przepraszam-wymamrotał. Chciałam ruszyć chodnikiem prosto do hotelu, ale on mnie zatrzymał.- Gdzie idziesz? Jedziesz ze mną.- chciałam zaprzeczyć, ale tak bolały mnie nogi, że zgodziłam się.
Justin wyjechał na ulicę, ale zamiast do hotelu zaczął kierować się w zupełnie inną stronę.
-Ale do hotelu jedzie się w drugą stronę...
-Wiem- spojrzał na mnie na krótka chwilę.
-To czemu tam nie jedziesz...?
-Bo od dzisiaj mieszkasz ze mną. Muszę mieć cię na oku- odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Rozszerzyłam mocno oczy.
-Nie możesz podejmować decyzji za mnie- upomniałam się, zakładając ręce na piersiach.
-Robię to dla waszego zdrowia. Uwierz, lub nie. - wywróciłam oczami.
-Co jeszcze za mnie zrobisz? Nie mogę chodzić do pracy, nie mogę się przemęczać, nie mogę mieszkać sama! Co właściwie mogę?-spojrzałam na niego wyczekująco.
-Nie musisz nic- wzruszył ramionami.
-Justin, jeżeli będę jedynie siedzieć całymi dniami u ciebie w domu, to będę się źle czuć z myślą, że na tobie żeruję- wyjaśniłam.
-Ja tak nie pomyślałem
-Ale ja tak. Pozwól mi w czymś ci pomóc.
-Mi wystarczy, że będziesz dbać o siebie, a tym samym o dziecko. - on serio się tym przejął. Mimo, że to był początek, to byłam zachwycona jego dojrzałością, ale też zirytowana ciągłymi pytaniami. Przyjechałam tu, aby płacił mi z 400 dolarów miesięcznie, a on wziął mnie do siebie i chciał zająć,a do tego się martwił. Chciałam, aby tak zostało, ale nie mogłam być pewna...
-Wreszcie, wysłałem inną dziewczynę, by sprawdziła, czy wszystko okay z tobą.
-Justin, nic mi nie jest. Nie musisz tak panikować- powiedziałam już lekko zirytowana.
-Przepraszam-wymamrotał. Chciałam ruszyć chodnikiem prosto do hotelu, ale on mnie zatrzymał.- Gdzie idziesz? Jedziesz ze mną.- chciałam zaprzeczyć, ale tak bolały mnie nogi, że zgodziłam się.
Justin wyjechał na ulicę, ale zamiast do hotelu zaczął kierować się w zupełnie inną stronę.
-Ale do hotelu jedzie się w drugą stronę...
-Wiem- spojrzał na mnie na krótka chwilę.
-To czemu tam nie jedziesz...?
-Bo od dzisiaj mieszkasz ze mną. Muszę mieć cię na oku- odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Rozszerzyłam mocno oczy.
-Nie możesz podejmować decyzji za mnie- upomniałam się, zakładając ręce na piersiach.
-Robię to dla waszego zdrowia. Uwierz, lub nie. - wywróciłam oczami.
-Co jeszcze za mnie zrobisz? Nie mogę chodzić do pracy, nie mogę się przemęczać, nie mogę mieszkać sama! Co właściwie mogę?-spojrzałam na niego wyczekująco.
-Nie musisz nic- wzruszył ramionami.
-Justin, jeżeli będę jedynie siedzieć całymi dniami u ciebie w domu, to będę się źle czuć z myślą, że na tobie żeruję- wyjaśniłam.
-Ja tak nie pomyślałem
-Ale ja tak. Pozwól mi w czymś ci pomóc.
-Mi wystarczy, że będziesz dbać o siebie, a tym samym o dziecko. - on serio się tym przejął. Mimo, że to był początek, to byłam zachwycona jego dojrzałością, ale też zirytowana ciągłymi pytaniami. Przyjechałam tu, aby płacił mi z 400 dolarów miesięcznie, a on wziął mnie do siebie i chciał zająć,a do tego się martwił. Chciałam, aby tak zostało, ale nie mogłam być pewna...
-Wysiadasz?- spytał. Zamrugałam kilkakrotnie.
-Tak, oczywiście- powiedziałam zmieszana.Wygrzebałam się z jego, stanowczo za niskiego samochodu i dotrzymując mu kroku.
-Rozgość się- powiedział, kiedy weszliśmy do środka. Zaczęłam się rozglądać, bo wcześniej nie miałam do tego okazji.-Zaraz wracam!- krzyknął. Westchnęłam i położyłam torebkę na kanapie. Podeszłam do ściany, na której wisiały ramki ze zdjęciami. Jedno zdjęcia przedstawiało Justina z dwójką dzieci, zapewne rodzeństwo- pomyślałam. Na innym byłam Pattie, a na jeszcze innym Justin z mężczyzną, starszym o dużo od niego. Akurat mógł być ojcem, albo jakimś wujkiem. Wróć, są trochę podobni, więc chyba to ojciec.
-Oglądasz zdjęcia- powiedział, tym samym mnie strasząc. Odwróciłam się, uśmiechając do niego.
-Tak. Twoja rodzina?- spytałam ciekawa.
-Nie wiesz?
-Nie wolałam niczego nie czytać. Uznałam, że możesz zrobić to ty.
- Chętnie opowiem.
-Dobrze. Jesteś głodny?
-Trochę, a co?
-Pomyślałam, że coś ugotuję.
-Jesteś pewna? Nie chcę na tobie wywierać presji.
-Jasne, że jestem. Sama to zaproponowałam-wywróciłam rozbawiona oczami.-Nie musisz się tak martwić. Jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie.
-Nie wątpię, przecież nie jesteś wiatropylna- na samym początku nie zrozumiałam jego aluzji, ale chwilę później się zorientowałam. Chodziło mu o to, że z nim spała.
Zmrużyłam na niego oczy, ale zaraz po tym parsknęłam śmiechem.
-Jesteś niemożliwy. Gdzie jest kuchnia?- spytałam rozglądając się.
-Tam - wskazał na drzwi na końcu korytarza. Przytaknęłam mu i poszłam tam bez słowa.
Kuchnia była naprawdę piękna. Niby ściany były jasne, takie jasnokawowe, ale ciemne meble świetnie tam wyglądały. Duże szklane drzwi prowadziły prosto do ogrodu z basenem. Jednym słowem OMG.
-Na co masz ochotę?- spytałam.
-Zdam się na ciebie- westchnął, siadając na krześle. Otworzyłam lodówkę, badając jej zawartość. W oczy rzucił mi się koncentrat pomidorowy w kartoniku i już wiedziałam, co ugotować. Wyciągnęłam go, tak samo jak mięso mielone, cebulę i czosnek.
-Jakieś garnki?- spytałam. Zaśmiał się i wstał, podchodząc do jednej z szafek i wyciągnął patelnię, oraz garnek.
-Dzięki.- postawiłam patelnię na kuchence i włączyłam ją. Po kolei dodawałam cebulę, czosnek, mięso i koncentrat, przy okazji gotując makaron. Spaghetti było prostym daniem, a smacznym.
Położyłam przed nim talerz, a ja usiadłam naprzeciw.
-Dawno nie jadłem takiego obiadu- przyznał, mówiąc z pełną buzią. Uśmiechnęłam się, także jedząc.
**********************************
Heja miśki! Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie jest taki zły ;). Przepraszam za błędy ;**
Czytasz= komentujesz
**********************************
Heja miśki! Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie jest taki zły ;). Przepraszam za błędy ;**
Czytasz= komentujesz