sobota, 28 lutego 2015

19. Of course not

Stałam zesztywniała jak kamień i patrzyłam na niego i nie wiedząc co powiedzieć.
-Justin- szepnęłam. Biłam się myślami, co mam mu odpowiedzieć. - Poczekaj do wieczora, ja ... muszę to przemyśleć. A teraz, proszę, spędźmy przyjemnie czas- odważyłam się powiedzieć i tak jakby zgodzić na coś, co daleko, w głębi duszy chciałam.
-Dobra- przytaknął, przełykając  ślinę. W pokoju zapadła niezręczna cisza, w trakcie której, bez przeszkód mogłam usłyszeć swoje niespokojnie bijące serce.
-Chodźmy się przejść, nie chce mi się siedzieć w domu. - przerwałam ciszę, mając nadzieję, że brunet nie odbierze tego tak, jakbym próbowała wymigać się od decyzji.
-Jestem za. Musisz przecież ten dzień, a przynajmniej to co z niego zostało, spędzić w fajny sposób- posłałam mu uśmiech i odważyłam się spleść nasze palce razem. Nie chcąc nic więcej gadać pociągnęłam go w stronę drzwi. - Czekaj, muszę zadzwonić do kogoś- uniósł palec i wyciągnął swój telefon. Przytaknęłam i poszłam do kuchni, gdzie wyciągnęłam szklankę i nalałam sobie picia. Usiadłam na krześle i podparłam podbródek ręką. Westchnęłam głośno, zdając sobie jak bardzo namieszałam w  swoim życiu. To normalne? Każda nastolatka ma takie problemy?  Mimo wszystko, jednak sądzę, że jestem jedną z nielicznych. Życie jest do dupy. Jedna noc przekreśliła moja CAŁE życie. Miałam masą planów, a w chwili, gdy dowiedziałam się, że będę mieć dziecko, wszystko runęło. Może zdawać się to przereklamowane, ale to szczera prawda. Nie wyobrażam sobie normalnego życia, gdy twój brzuch z dnia na dzień jest coraz bardziej napompowany. To frustrujące. Tak samo jak w chwili obecnej, wciąż nie wyobrażam siebie jako matki. Jakoś nie zdałam sobie sprawy co dokładnie się dzieje. Będę MATKĄ! Wydam na świat małą istotę, której i tak będę się bała dotknąć. Przecież ja nawet nie miałam zwierzęcia, którym mogłabym się zaopiekować. To istne szaleństwo.
-Patty- usłyszałam głos Justina. Zamrugałam kilkakrotnie, wracając do świata kontaktujących.
-Ta?-spytałam odwracając się do niego twarzą w twarz.
-Możemy iść- kiwnął w stronę drzwi. Westchnęłam i odważyłam zapytać się go, co on tym myśli.
-Justin, myślisz, że sobie poradzimy?-w chwili, kiedy to powiedziałam, brunet przystaną i odwrócił się w moją stronę. - Dopiero, gdy dziecko jest już tak duże, zastanawiam się, w co my najlepszego się wpakowali. Boję się, że sobie nie poradzimy, że to ja zawiodę.- brunet złapał mój podbródek, zmuszając, abym spojrzała mu w oczy.
-Poradzimy sobie, słyszysz. Pomoże nam moja mama, tata, Kat, nawet Scooter, jasne?- pociągnęłam nosem i lekko przytaknęłam- Dobrze, bo rozmawiałem z Scooterem i chce ze mną się widzieć. Wiem, że mieliśmy spędzić ten czas razem, ale załatwiłem, że z Kat pójdziecie na miasto. Zajmie mi to góra półtora godziny.
-Nie martw się, muszę poważnie porozmawiać z Kat.- stwierdziłam.
-Masz hajs, kup sobie coś fajnego- mrugnął do mnie  i wyciągnął portfel .
-Justin, nie chcę twoich pieniędzy, kiedy będę chciała sobie coś kupić, wezmę swoje
-Jesteś trudna, wiesz?- stwierdził. Wywróciłam oczami, ale zaśmiałam się.
-Nie, nie jestem. Nie chcę po prostu twoich pieniędzy w ten sposób.
-Każda kobieta chce- zmarszczył brwi.
-To widać, nie wiesz o nas wszystkiego. Nie wszystkie dziewczyny lecą na twoje pieniądze, nie wszystkie są fałszywymi sukami- zbliżyłam się do niego i to zdanie szepnęłam mu do ucha, żeby później odsunąć się i spojrzeć na niego z tajemniczym uśmiechem. Jego usta były rozchylone, ze zdziwienia. -Lecę, Kat zapewne będzie już czekać- mrugnęłam do niego, zanim opuściłam dom. Byłam z siebie dumna. Jego mina była bezcenna. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Kat, która odebrała po kilku sygnałach.
-Hej, gdzie się spotykamy?-spytałam, rozglądając się.
-W naszym stałym miejscu- wiedziałam, że ma na myśli Starbucks.
-Dobra, do zobaczenia- powiedziałam to i od razu się rozłączyłam. Szybko pokonałam dystans i znalazłam się przed kawiarnią, gdzie także już stała Kat.
-Boże,  nie widziałam cię całe wieki!- pisnęła podekscytowana i przytuliła mnie. Zaśmiałam się z jej entuzjazmu- Wszystkiego najlepszego, słońce- wyszczerzyła się.
-Skąd wy wiecie, że mam urodziny?- zmarszczyłam brwi.
-Justin mi powiedział- mrugnęła do mnie. No tak, mogłam się domyślić. - Jak tam, moja osiemnastko? - zażartowała. Westchnęłam.
-A co ma być? I tak nie mogę nic pić.
-Twoim zdaniem, pełnoletność opiera się jedynie na piciu alkoholu?- spytała zszokowana. Zmarszczyłam brwi, będąc zdziwiona jej stwierdzeniem.
- Oczywiście, że nie, ale miałam nadzieję, że raz w życiu, w osiemnaste urodziny poczuję, że żyję. Możemy pójść do ciebie? Mam, wstydliwe pytanie...-moje policzki zrobiły się czerwone, gdy tylko pomyślałam, o co chcę ją spytać.
-Dobra, w takim razie, chodźmy
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kat otworzyła drzwi do swojego mieszkania a ja weszłam do środka, od razu udając się do salonu. Zajęłam miejsce na kanapie, przygryzając wargę i patrząc jedynie na podłogę.
-O co chciałaś mnie zapytać?- tym pytaniem Kat sprawiła, że znowu zaczęłam się denerwować.
- No, cóż. Ja z Justinem tak na prawdę nie jesteśmy razem. To wszystko ze względu na dziecko- westchnęłam- Co nie znaczy, że nie chciałabym, żeby było coś pomiędzy nami. Kat,on mi powiedział,że, gdy tylko na mnie spojrzy, to się podnieca, tym samym prosząc o to bym z nim sypiała. Co mam zrobić?-  spytałam zażenowana.
- A co w tym złego?- spytała, nie rozumiejąc mnie- Justin jest ojcem twojego dziecka, a ty nie zrobisz nic złego dopuszczając go do siebie w ten sposób. Patty, zrozum, że on jest ojcem dziecka, a nie kimś obcym. Myślę, że powinnaś się zgodzić. Poza tym, masz prawo do rozrywki.- mrugnęła do mnie. Ja wciąż patrzyłam na nią tak zaszokowana, że nie mogłam normalnie gadać. Ona go popierała! A może mają rację. Co w tym złego. To Justin, a nie inny mężczyzna.
-Może masz rację- westchnęłam.
-Nie może, tylko na pewno- mrugnęła do mnie.
-Dzięki Kat, bardzo mi pomogłaś.
Po tym jak jeszcze chwilę z nią porozmawiałam, o głupotach poszłyśmy do Starbucksa, tak jak zamierzałyśmy wcześniej.
**********************************************
Przepraszam, że tak późno, ale zaczęłam czytać super książkę i totalnie nie mogłam skupić się i napisać w całości rozdziału ;*. 

piątek, 20 lutego 2015

18. Happy Birthday

Kiedy rano się obudziłam, poczułam ciepłe ramię, owinięte wokół mojej talii. Uśmiechnęłam się. To już dzisiaj! Wreszcie jestem pełnoletnia. Szczerze mówiąc, inaczej wyobrażałam sobie swoje 18 urodziny. Myślałam, że tego dnia schleję się do nieprzytomności, a  tym czasem nie mogę wypić nawet kropli alkoholu.
Przetarłam oczy i delikatnie odsunęłam ramię Justina i podniosłam ciało z łóżka. Przeciągnęłam się leniwie i podeszłam do walizki, skąd wyciągnęłam wełniany sweter i spodnie dresowe. Wkurzałam się, że to były jedyne rzeczy, do jakich się mieściłam. Musiałam koniecznie pójść na zakupy.
Poszłam z rzeczami do łazienki, gdzie wzięłam kąpiel i ubrałam się w przygotowane rzeczy. Kiedy ponownie weszłam do pokoju, Justin jeszcze spał. Wzięłam swoją komórkę do ręki, aby sprawdzić jaka była godzina. Kiedy zobaczyłam, że było już po 10 szybko zaczęłam budzić bruneta. Tego dnia mieliśmy wracać już do Atlanty, a samolot mieliśmy o 13.
-Justin, przysięgam, ze jeżeli nie wstaniesz z tego łóżka, w trybie natychmiastowym, to znajdę inną metodę, niż budzenie cię w ten sposób- warknęłam zirytowana. Zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby, którą ze sobą miałam.
-Odczep się- wymamrotał i obrócił się na brzuch. Westchnęłam i wróciłam do pakowania rzeczy.
-Justin, nie chcę się z tobą dzisiaj kłócić, więc z łaski swojej podnieś swój tyłek z łóżka- powiedziałam, nawet na niego nie patrząc. Cieszyłam się, że dzień wcześniej popakowałam swoje rzeczy już prawie w całości.
-Dobra, nie marudź już tak- warknął i usłyszałam tylko jak zrzuca kołdrę na ziemię, a potem trzaśnięcie drzwiami łazienki. Westchnęłam i zapięłam torbę. Mój telefon zaczął dzwonić, więc wzięłam go, sprawdzając kto to. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam, ze dzwoni Agnes.
-Cześć, moja stara już siostro- zaśmiała się pogodnie. - Wszystkiego Najlepszego z okazji twoich osiemnastych urodzin!-krzyknęła podekscytowana.
-Dzięki Agnes. Cieszę się, że pamiętałaś. - uśmiechnęłam się sama do siebie. Naprawdę cieszyłam się, że Agnes do mnie zadzwoniła.
-A spox. Kiedy miałaś mi zamiar powiedzieć, że będę ciocią dziecka mojego idola!- pisnęła i słyszałam jak zaczyna tupać nogami. Wywróciłam oczami rozbawiona.
-Uspokój się. I tak musieliśmy to powiedzieć. Nie mówiłam ci, bo byś każdemu rozgadała i już - wzruszyłam ramionami.
-No wiesz co- udała obrażoną. - Może wszystkie koleżanki by mnie wręcz ubóstwiały, ale gdybyś kazała mi nie gadać, to bym nie powiedziała! - uniosła się, ale do żartów. Słyszałam to w jej głosie.
-Agnes, bądźmy szczerzy. Jesteś straszną plotkarą- zaśmiałam się.
-Dobra, masz rację. Przyjedziesz na święta?
-Nie, skarbie. Justin zapewne pojedzie do rodziny, ale ja nie mam zamiaru nigdzie się nieproszona pchać, więc jeżeli nic nie wspomni, to spędzę święta sama- westchnęłam, a uśmiech, który był na moich ustach po prostu zniknął.
-Oh, Pat, na pewno cię ze sobą zabierze. Byłby świnią, gdyby tego nie zrobił. Ale gdyby coś, to dzwoń, przylecę.
-Rodzice by cię zabili.
-I co z tego? - powiedziała oburzona. Wiedziałam, że Agnes mówiła na poważnie. Wystarczyłoby jedno słowo, a ona by przyleciała.
-Jesteś najlepszą siostrą- przyznałam, a moje oczy zapełniły się łzami.
-Wiem. Nie gadaj, że będziesz płakać. -zaśmiała się- Weź nie płacz, chociaż ten jeden dzień w roku. rozchmurz się. Osiemnastych urodzin nie obchodzi się codziennie.
-Masz rację.
-Muszę kończyć. Ta zdzira Anne po coś przyszła.- mruknęła- Bye- dodała i rozłączyła się. Westchnęłam i chowałam telefon do kieszeni. Telefon Agnes trochę poprawił mi humor. Miałam nadzieję, że ten dzień będzie jeszcze dobry. Spojrzałam na drzwi łazienki, które były otwarte, a Justin patrzył na mnie, wycierając swoje włosy. Przygryzłam wargę, patrząc na jego ciało. Przysięgam, że on robił to specjalnie.
-Daruj sobie- mruknął i ponownie zamknął drzwi łazienki. Nie wiedziałam co mu odbiło. Przecież wczoraj wieczorem jeszcze ze mną gadał, a dzisiaj warczał jak pies.
Pokręciłam zrezygnowana głową i odgarnęłam włosy z twarzy.
*******************************************
Justin od razu po przekroczeniu progu domu poleciał do swojej sypialni. Nie wiem po co. Nawet nie miałam ochoty wiedzieć. Ja natomiast nieśpiesznie weszłam do schodach i chciałam wejść do swojego pokoju, ale nie wiem skąd brunet zagrodził mi drodze i wepchnął do swojej sypialni. Nim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować, popchnął mnie na ścianę. Spojrzałam tylko przelotnie w jego oczy, zanim po prostu mnie pocałował. To było takie dla mnie zaskoczenie, że z początku po prostu stałam oniemiała. Kiedy brunet zorientował się, że nie odwzajemniam pocałunku, odsunął się ode mnie odrobinę, opierając swoje czoło o moje.
-Wszystkiego najlepszego- szepnął wprost w moje usta, po czym ponownie mnie pocałował. Tym razem, jednak  z obawami, odwzajemniłam jego gest. Słowo daję, w tamtym momencie normalnie poczułam jak coś się przewraca. Czułam ten charakterystyczny ucisk, który jest zwany motylkami.
Kiedy poczułam jednak jak wsuwa swoje dłonie pod mój sweter i unosi go do góry, odepchnęłam go.
-Dziewczyno, proszę cię. Nie wytrzymam już- jęknął.- Nie masz pojęcia jak bardzo podniecony jestem, gdy na ciebie patrzę. to silniejsze ode mnie. - kiedy to usłyszałam, nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Ba, nie wiedziałam jaki zrobić ruch, a zaczynam myśleć o powiedzeniu czegoś.
Stałam jak słup, patrząc na niego, bez mrugnięcia.
-A jeżeli powiem nie?- to pytanie opuściło moje usta tak jakby bez pozwolenia. Nie miałam pojęcia, że to powiedziałam.
-Wtedy... nie wiem. Prawdopodobnie pójdę na imprezę,a  po niej z przypadkową dziewczyną wrócę do hotelu. Uwierz mi, nie chcę tego robić, ale nie mogę wytrzymać tego dłużej. Za każdym razem, gdy na ciebie spojrzę na dłuższą chwilę, albo trochę zbliżę, to uczucie staje się silniejsze. Próbowałem nawet być niemiły, ale to też nic nie dało. Zgódź się, proszę....
************************************
Następny za nami. Jakoś nie mogłam się za niego zabrać. Przepraszam ;). Jeżeli znajdziecie błędy, to za nie przepraszam ;)

czwartek, 12 lutego 2015

17. I'm sick!

Westchnęłam, poprawiając włosy. Czekał nas bardzo ważny wywiad u Ellen. Czy się stresowałam? Chyba jak nigdy. Justin miał wyjawić światu, że wkrótce zostanie ojcem. Nie mogłam sobie jakoś tego wyobrazić. Bałam się jak cholera. Przecież będę przeklęta do końca swojego życia.
-Dobrze się czujesz?-spytał Justin, tym samym strasząc mnie. Cóż, mogłam się spodziewać, siedząc w jego garderobie, że tu kiedyś wejdzie.
-Ta, jak nigdy- mruknęłam.
-Wiem, że się stresujesz, ja też, uwierz mi, ale będzie dobrze.
-Skąd możesz to wiedzieć? Twoje fanki mnie przeklną.- powiedziałam, wyrzucając ręce w powietrze. Odchrząknęłam, zdając sobie sprawę, że nie powinnam się tak unosić.- Przepraszam- westchnęłam.
-Nie ma sprawy- wsadził dłonie do kieszeni- Hej, pamiętaj, że nie możesz się im się dać zmanipulować.
-Tak, wiem, ale to trudne. Twoje życie jest trudne i skomplikowane. Jak ty tak wytrzymujesz?-spytałam, unosząc brwi.
-Patty, takie życie prowadzę od 5 lat. Ty jesteś nowa i niczego nie rozumiesz, to trudne, wiem, ale przyzwyczaisz się. Obiecuję - powiedział przekonująco. Westchnęłam, ale przytaknęłam. Justin podszedł do mnie bliżej, przez co spuściłam wzrok. Dziwnie było tak przebywać w jego towarzystwie, przez to, co się stało tydzień temu.
Kiedy odważyłam się podnieść na niego wzrok, napotkałam pięknie brązowe tęczówki chłopaka. Justin patrzył mi prosto w oczy, nic nie mówiąc. Wzrok chłopaka był tak intensywny i miał coś w sobie, że słowa w tym momencie były totalnie zbędne. 
-Wiesz, że jesteś  piękna?- szepnął, będąc bardzo blisko mojej twarzy. Odjęło mi mowę, naprawdę. Justin dobrze zdawał sobie sprawę, jak grać, żeby mieć dziewczynę w garści. Co najgorsze, ja idiotka uwierzyłam mu. Uwierzyłam, że uważa mnie za piękną. Bądźmy szczerzy, KAŻDA dziewczyna czy kobieta chciałaby takie coś usłyszeć. 
Czułam,że Justin po raz kolejny chce mnie pocałować, ale w ostatnim momencie drzwi się otworzyły, a on odskoczył ode mnie.
- Zaraz zaczynamy-powiedział jakiś mężczyzna- Musimy już iść- dodał. Westchnęłam i spojrzał na Justina. On jedynie posłał mi (chyba) nieśmiały uśmiech i splótł nasze palce razem, prowadząc do wyjścia z garderoby. Szłam za nim jak cień, starając się nie zwracać na siebie uwagi. To raczej było trudne, zważając na to, że szłam za rękę z Justinem Bieberem. On zwraca uwagę, to niewątpliwe. 
Korytarz zdawał się nie mieć końca, a przeraźliwie zielone ściany, niemało mnie irytowały. Justin, może był jaki był, ale w tym momencie, nie pierwszy z resztą raz dodawał mi sporo otuchy, czego naprawdę potrzebowałam. 
-Wszystko okay?- spytał, znowu. 
-Tak, jest dobrze tylko się denerwuję- powiedziałam szczerze. Przytaknął, a w tej samej chwili weszliśmy za kulisy.
-Moi kochani- powiedziała kobieta i podeszła do nas. Na moje oko miała  z 45 lat.
-Ellen, świetnie wyglądasz- skomplementował ją Justin.
-Oh dziękuję. Za 2 minuty wchodzimy, muszę iść- mrugnęła do niego i odeszła. Stałam tam oniemiała z twego krótkiego, ale żenującego momentu. Justin potrafił ogłupić nawet tak dorosłą kobietę.

Piętnaście minut, w czasie których, rozmawiali o przyszłej płycie Justina były wiecznością. Chciałam to mieć za sobą.
-Dobra, Jus, wszyscy wiemy, że nie przyszedłeś rozmawiać tutaj o płycie- zaśmiała się - Co to dziewczyna  za kulisami?-spytała, ruszając dziwnie brwiami. Czułam jakby mój żołądek zacisnął się. Justin  niezręcznie się zaśmiał i podrapał po karku, co zawsze robił, gdy się stresował. Co się stało później wprawiło mnie w osłupienie. Justin szeroko się uśmiechnął.
-Ta dziewczyna, to moja druga połówka- kiedy to powiedział na widowni zapanował gwar. Wszyscy rozmawiali, ale ochroniarzom  udało się ich uciszyć. - I bardzo chciałem powiedzieć wam coś niesamowicie dla mnie ważnego.- wciąż się uśmiechał- Patty, kochanie, chodź do nas- wzięłam duży oddech i weszłam do studia, zaczynając machać. Usiadłam obok niego na kanapie, także cały czas się szczerząc. Miałam dość, byłam zmęczona, a było dopiero rano.
-Miło mi cię poznać- powiedziała uprzejmie kobieta.
-Mnie ciebie też- uścisnęłam jej dłoń.
-Więc co chciałeś ważnego nam powiedzieć? Bardzo nas to ciekawi- zatarła ręce. Justin spojrzał na mnie, ale ja jedynie przygryzłam wargę i spuściła wzrok. Proszę, niech się to już skończy. 
-Owszem, Patty  i ja... spodziewamy się dziecka- powiedział po krótkiej przerwie. Ellen, była tak zdziwiona, że jedynie otworzyła buzię, a widownia ucichła na dobre. Czy to źle? Moim zdaniem przerażająco źle. Teraz nie było już odwrotu. 
-Um... to gratuluję wam - powiedziała blondynka, lekko, prawie niezauważalnie się uśmiechając. 
-Dziękujemy- odezwał się Justin. Ja z  siebie nie umiałam nic wydusić, jakby mnie zamurowało. 
- Wybraliście już imię? - spytała go, aby zacząć jakąkolwiek rozmowę.
-Nie, nie wiemy jeszcze, czy to chłopak, czy dziewczynka
-Mam nadzieję, że powiadomicie mnie od razu, gdy się dowiecie- powiedziała z uśmiechem.
-Oczywiście- Justin roześmiał się. Tylko ja siedziałam cicho. 
- A ty, Patty, jak się czujesz? - spytała. Kurczę, miałam nadzieję, że nie będę musiała z nią rozmawiać. Zawsze mam pecha !
-Pierwszy trymestr był okropny-przyznałam. Blondynka roześmiała się z mojej szczerości. Sama z resztą uśmiechnęłam się, bo zdałam sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
-Ale teraz jest już lepiej?
-Zdecydowanie - Justin złapał moją dłoń, jakby chciał dodać mi wsparcia. Czemu, do cholery dopiero teraz?
Nie mam pojęcia, jak przetrwałam do końca wywiadu. Kiedy weszłam za kulisy mogłam dopiero normalnie zaczerpnąć powietrza. Usiadłam na małej ławce pod ścianą, wplatając palce we włosy. moje serce wciąż biło niebezpiecznie szybko.
-Dobrze się czujesz? Wezwać karetkę?- usłyszałam nad sobą głos. Podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka. Był wysokim brunetem o szarych oczach.
-Nie, wszystko dobrze. - skomentowałam. - Możesz powiedzieć mi, gdzie idzie się na zewnątrz? Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.- wstałam z ławki, lekko się chwiejąc.
-Może zawołać twojego chłopaka?-spytał. Zamrugałam kilkakrotnie, spoglądając, co robi Justin. Wciąż w studiu rozmawiał z Ellen, więc postanowiłam sobie odpuścić.
-Nie. Justin jest zajęty-skomentowałam, idąc do wyjścia, które zauważyłam. Czułam za sobą tego chłopaka, co nie było normalne. Może to ja mam już halucynacje? Nie zdziwiłabym się. Kiedy tylko wyszłam na dwór mój telefon dał o sobie znać. wyciągnęłam go z kieszeni i szczerze mówiąc byłam zaszokowana, gdy zobaczyłam, że dzwoni moja matka. Biłam się z myślami, czy powinnam to odebrać. A może jednak nie, po tym co zrobiła. Mój palec sam przejechał po ekranie, odbierając. Przyłożyłam drżącą dłoń, razem z telefonem do ucha.
-Kochanie- powiedziała kobieta. - Wiesz, że za tobą tęsknię?- wywaliła prosto z mostu. Mimo, że bardzo chciałam jej wierzyć, tak się nie stało. Nie czułam smutku, tylko złość.
-Czego chcesz?-syknęłam.
-Nie denerwuj się, skarbie. Martwię się o ciebie i twoje dziecko. Czemu nie powiedziałaś nam, kto jest ojcem?- to zdanie sprawiło, że totalnie się we mnie zagotowało.
-Nie pogrążaj się- zaśmiałam się z kpiną.- Nie chce mi się słuchać twoich kłamstw. Słyszysz samą siebie? Czemu nie martwiłaś się o mnie i dziecko, gdy wyrzucałaś mnie z niczym z domu? Czemu nie martwiłaś  się, gdy mówiłaś, te wszystkie złe rzeczy?
-Zabraniam ci tak do siebie mówić. Jestem chora!
-Wiesz co? Kilka tygodni temu by mnie to obchodziło, ale teraz wisi mi to. To koniec rozmowy.
-Odbierzemy ci tego bachora. sprawię, że będziesz cierpieć. Co to za przykład? nastolatka ma być matką? Do tego dodajmy nieodpowiedzialnego smarkacza, któremu sodówka do głowy uderzyła. - zaśmiała się, ale ja się rozłączyłam. Moje oczy zapełniły się złami. Bałam się, że ona to naprawdę zrobi. Nie przeżyłabym, gdyby odebrała mi dziecko.
Łzy, które spłynęły po moich policzkach, wytarłam i wróciłam do środka. Szłam ze spuszczoną głową, starając się nikomu nie pokazać, że płakałam.
-Patty, czekaj!- krzyknął Justin. Przygryzłam wargę i niepewnie się odwróciłam. Kiedy spojrzałam na niego, jego uśmiech od razu diabli wzięło. -Czemu płakałaś?
-Opowiem ci, ale nie tutaj- zaczęłam się rozglądać. Brunet, nic się nie zastanawiając, złapał mnie za rękę i poprowadził do garderoby. Usiadłam na kanapie i spuściłam znowu wzrok. - Moja matka dzwoniła. Kiedy dowiedziała się z kim jestem w ciąży, powiedziała, że się o mnie i dziecko martwiła. A wiesz co powiedziała, gdy się nie nabrałam? Że nam odbierze to dziecko!- mój głos się załamał, a ja totalnie się rozkleiłam.
-Patty, jestem pewien, że do tego nie dojdzie. Będę walczyć do samego końca, rozumiesz? Nie oddam im mojego dziecka- kiedy przytulił mnie, dopiero trochę się uspokoiłam. Dziękowałam Bogu, że Justin był przy mnie...
****************************************
No i mamy już 17. Jak to leci. Co sądzicie o rozdziale? Przepraszam za błędy. 

poniedziałek, 9 lutego 2015

16. Where are you?

Kiedy rano się obudziłam byłam strasznie nie wyspana. Cóż, może kanapa jest wygodna do siedzenia, ale stanowczo nie do spania. Nie miałam najmniejszej ochoty, po tym jak Justin, wczorajszego wieczoru naćpał się do tego stopnia, że krzyczał na pół Los Angeles, że gonią go smoki, które walczą z płytkami chodnikowymi, spać z nim w jednym łóżku.
Warknęłam rozdrażniona i stanęłam na nogach. Po cichu weszłam do sypialni, skąd wybrałam rurki i koszulkę, oraz bieliznę. Kiedy weszłam do łazienki od razu zaczęłam się rozbierać i zaraz po tym weszłam pod prysznic, szybko się myjąc. Wytarłam ciało w ręcznik, a włosy szybko wysuszyłam suszarką. Najpierw ubrałam bieliznę, koszulkę, a na końcu chciałam ubrać rurki, ale okazało się, że są na mnie za małe. To jakieś żarty? Mam chodzić w dresach? Kurde jego mać.
Szybko owinęłam ręcznik wokół bioder i zakradła się do pokoju, gdzie spal Justin i wyciągnęłam z torby spodnie, które zazwyczaj ubierałam, gdy zamierzałam biegać. Szybko wsunęłam je na nogi i poczłapałam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizje, ale kiedy skakałam po kanałach nic fajnego nie znalazłam. Postanowiłam zadzwonić do Kat. Ciekawa byłam, co się działo między nią, a Jeremy'm. Wzięłam komórkę i wybrałam jej numer. W czasie, kiedy łączyło nas, wyszłam na balkon, nie chcąc przez przypadek obudzić Justina. Kiedy dziewczyna nie odebrała, poczułam... smutek. Tak, to dobre określenie. Może to złudne uczucie, ale czułam się samotna. Mimo wszystko, w takim momencie potrzebowałam matki. Westchnęłam i wróciłam do środka.Nie chciało mi się siedzieć tak samej, więc do kieszeni wsadziłam telefon i zabrałam pieniądze. Opuściłam pokój i zamknęłam go na klucz, schodząc na parter. Recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie ciepło, co odwzajemniłam i opuściłam hotel. Na dworze było ciut chłodno. To możliwe, czy to ja dostaję bzika? Nie zdziwiłabym się... Starałam się iść cały czas prosto, aby później móc bez problemu wrócić. Po drodze zobaczyłam jakiś bar, wiec tam weszłam. Nie było ruchu, z czego się ucieszyłam. Nie miała ochoty na żadne przepychanki, czy tym podobne...
Podeszłam do lady i spojrzałam wyczekująco na dziewczynę, która w ohydny sposób żuła gumę i nawijała ją na palec. Miałam ochotę zwymiotować. czy wszyscy ludzie są tak irytujący i obrzydliwi?
-Emily! Miałaś się zachowywać!-krzyknęła  stara kobieta, mierząc dziewczynę srogim spojrzeniem- Na zaplecze- dodała już ciszej, a na dziewczyna wykonała jej polecenie. - Co ci podać?-spytała, uśmiechając się do mnie.Co jak co, ale starsi ludzie są bardziej wyrozumiali i mili, niż ci młodzi...
-Coś zdrowego- powiedziałam, wzdychając. Starsza kobieta, zmarszczyła brwi i " zjechała mnie wzrokiem", a następnie szeroko się uśmiechnęła.
-Przygotuję ci coś zdrowego, ale pożywnego- zapewniła mnie. Przytaknęłam i ruszyłam do pierwszego wolnego stolika. Westchnęłam i spojrzałam w szybę. Ludzie przechadzali się ulicami, jakby chcieli uciec od swoich problemów. Czemu ja tak nie mogę. Nie obwiniam mojego maleństwa o swoje kłopoty, bo to ono jest w tym wszystkim najcudowniejsze, ale chciałabym żyć w zgodzie z rodziną.
Musiałam długo rozmyślać, bo kobieta postawiła przede mną sałatkę z kurczakiem i wszystkimi warzywami jakie można wsadzić do sałatki.
-Smacznego- powiedziała i poszła usiąść za ladę. Ja w spokoju jadłam, swoją drogą, pyszną sałatkę.
Wzięłam ostatni kęs do usta i podniosłam się z miejsca. Podeszłam do lady, gdzie zapłaciłam za sałatkę i wyszłam. Spojrzałam w niebo, które przykryły ciemne chmury, a wiatr rozwiał moje włosy. Objęłam ramiona rękami, chcąc trochę się ogrzać, A niech to szlag trafi! W czasie drogi mój telefon zaczął dzwonić, a kiedy zobaczyłam, że to Justin postanowiłam odebrać. Szczerze mówiąc, myślałam, że to Kat.
-Gdzie jesteś?-spytała na wstępie, jakby lekko spanikowany. Wywróciłam oczami i przyśpieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w hotelu.
-Justin, wyluzuj, nie jestem małym dzieckiem. Mogę wyjść się przejść-powiedziałam spokojnie i nieśpiesznie.
-Wracaj do hotelu, muszę ci coś powiedzieć. Pośpiesz się, zbiera się na burzę- dopowiedział. Serio, irytował mnie. On mi będzie dyktował, co mam robić i sterował moim życiem, jak sam nie potrafi zadbać o swoje.
-Wiem, będę za 5 minut- poinformowałam go i rozłączyłam się po prostu. schowałam telefon do kieszeni i wypatrywałam hotelu. Kiedy spostrzegłam do, od razu weszłam do środka, spotykając się z uśmiechami obsługi. Wjechałam na swoje piętro i otworzyłam drzwi i pokoju. Kiedy od razu weszłam do środka, Justin rzucił się na mnie, tuląc do siebie. Ok, co on odpiernicza?
-Co ty robisz?-spytałam skołowana, ale nie wiedząc czemu odwzajemniłam uścisk.
-Martwiłem się- wyznał. Serio? Oryginalne... - Usiądź, bo muszę ci coś powiedzieć. - zrobiłam, co chciał i zajęłam miejsce na kanapie. - Ktoś włamał się do domu i rozwalił pokój.- otworzyłam szeroko oczy.
-Czyj? -spytałam, bojąc się odpowiedzi...
-Twój- powiedział cicho i spuścił głowę. Od razu wiedziałam, że stał za tym David. Parszywa świnia! Jeszcze miesza do tego innych!
-Co z tym zrobimy?-spytałam, starając się uspokoić. Musiałam się opanować, bo to nie dobre dla dziecka.
-Mama już powiadomiła policję. A, gdy wrócimy do Atlanty, ty śpisz ze mną. Będę spokojniejszy, gdy będę mieć cię przy sobie- z początku myślałam, że gadał od rzeczy, ale na końcu to wydawało mi się po prostu słodkie.
-Nie uważasz, że jednak przesadzasz?-spytałam, unosząc brwi.
-Oczywiście, że nie. Skąd to pytanie? Mówię bardzo poważnie- wywróciłam jedynie oczami, nie chcąc się z nim kłócić.
-Jeżeli przez to będziesz spać spokojnie, to się zgadzam- powiedziałam i poszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Może to dziwne, ale zachciało mi się płakać. Czemu on nie może zostawić mnie  w spokoju? Nie dość, że tak wtedy niszczył mi życie, to teraz znowu mnie torturuje. Usłyszałam, że drzwi się otworzyły, ale nie podniosłam głowy. Wiedziałam, że to Justin.
-Co się dzieje?-spytał cicho i usiadł obok mnie. Kiedy poczułam  jego dłoń na plecach, odważyłam się spojrzeć na niego.
-Nic, mam go po prostu dość- westchnęłam.
-Wszystko się ułoży, jeżeli będziemy musieli się wyprowadzić z Atlanty, zrobimy to. Nie zawaham się przed tą decyzją. Rozumiesz?- złapał moją twarz w swoje dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Moje serce biło szybko, przez to co powiedział. Przygryzłam wargę, ale nic mu nie odpowiedziałam. totalnie odjęło mi mowę, gdy spoglądałam w jego karmelowe oczy. Jest to możliwe zakochać się w tak krótkim czasie? Nie, to nie możliwe...
Moje rozmyślenia zostały przerwane, gdy oparł swoje czoło o moje. To się dzieje na prawdę? Bo mam wrażenie, że śnię. Moje serce biło szybko i nie mogłam oddychać. Przecież zaraz dostanę zawału. Kiedy jednak jego usta dotknęły moich, czułam jakby wokół nas wszystko zniknęło. Czułam się  jakbym była najważniejsza na świecie. Nie byłam pewna, czy aby właściwie robię. Przecież, on mnie zrani. Wtedy, jednak o tym nie myślałam, to była tak magiczna chwila, że nie byłam w stanie jej przerwać. 
Kiedy odsunął się ode mnie, wiedziałam, że moje policzki robią się czerwone. Jaki wstyd...
Chcąc nie zrobić z siebie większej ofiary losu, ponownie przycisnęłam swoje usta do jego, ale tym razem, ja zrobiłam to z większą namiętnością. Nie kontrolowałam swoich ruchów, kiedy wplotłam palce w jego włosy, delikatnie ciągnąc za nie.
Justin obwinął ramię wokół mojej talii i jednym ruchem przeniósł mnie na swoje kolana. Przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej, na tyle ile pozwalał brzuch i nieustannie, z równie wielką, a nawet większą pasją całował mnie.
Odsunęłam się od niego, kiedy poczułam, że brakuje mi powietrza. Otworzyłam szeroko oczy, szybko podnosząc się z miejsca. W mgnieniu oka zniknęłam z pokoju i wleciałam do łazienki.
***************************************
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Co o nim myślicie? Przepraszam za błędy ;*

poniedziałek, 2 lutego 2015

15. Fine, go alone.

-Nie założę tej sukienki- mruknęłam, zakładając ręce na piersiach. Nie miałam zamiaru ubierać tego czegoś, co ledwo, co zakrywało biust.
-Nie rozumiem cię, kobieto!- uniósł się Justin. Wywróciłam jedynie oczami i podeszłam do walizki, z której wyciągnęłam czarną sukienkę, która sięgała, więcej niż do połowy ud. Rękawy miała z czarnej koronki, a dekolt był minimalny, co sprawiało, że mój nieduży biust wydawał się atrakcyjniejszy.
-Nie zrobię z siebie dziwki. Odeślij to do sklepu. Mówiłam ci, że mam swoją sukienkę.
-Będziesz wyglądać jak zakonnica!
-Przesadzasz. Jestem kobietą  i sama wiem w co mam się ubrać, jasne?
-Nie, właśnie nie! Nie pozwolę ci iść, jeżeli tego nie założysz!- wskazał na ten kawałek materiału. Ugh, trzymajcie mnie.
-Dobra, w takim razie idź sobie sam- uśmiechnęłam się sztucznie i poszłam na balkon, gdzie usiadłam na wiklinowym krześle, patrząc na piękne miasto. Nie minęło chyba nawet z 10 minut, kiedy Justin wszedł na balkon.
-Dobra, wygrałaś. Zakładaj co chcesz- mruknął.
-Wiesz, że cię uwielbiam?- pisnęłam i rzuciłam mu się na szyje. Chłopak zdawał się być co najmniej zaszokowany moim zachowaniem, ale w końcu owinął ramię wokół mojej talii.
-Okay, czas zaczynać się przygotowywać.- odsunął się ode mnie. Miałam ochotę zaśmiać się. Justin Bieber był speszony?
-Dobra, dobra- zaśmiałam się i weszłam do pokoju. Udałam się do sypialni, gdzie z torby wyciągnęłam sukienkę, którą miałam zamiar założyć. Szybko zdjęłam z siebie ubrania i wcisnęłam się w czarną sukienkę. Ups, ta ciąża dała się mi już we znaki.
-Justin!- krzyknęłam. Brunet wpadł do sypialni, jakby miało od tego zależeć jego życie.
-Co się stało? - spytał.
- Zapniesz mi sukienkę? - zaśmiałam się. Odwróciłam się do niego tyłem i odsunęłam swoje włosy na lewe ramię. Chwile minęło zanim poczułam jego ręce na swojej talii. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy jego palce dotknęły mojej skóry. Przygryzłam wargę, lekko się uśmiechając. Dobrze, że tego nie zobaczył. Poczułam dłonie na swojej talii, a zaraz po tym Justin odwrócił mnie, popychając na ścianę. Moje serce w jednej sekundzie zaczęło walić jak oszalałe. Oparł swoje czoło o moje, ale nie odważył się zrobić nic więcej.
- Przepraszam- wymamrotał i szybko się odsunął, wychodząc z sypialni. Ciągle stałam oniemiała tym co zrobił. Chciał mnie pocałować? Jeżeli tak, czemu tego nie zrobił?
Westchnęłam i niepewnie ruszyłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i jakiś czas bezczynnie patrzyłam jedynie na swoje odbicie. Czułam się dziwacznie. Jakbym nie była sobą. Patrzyłam w te cholerne lustro i nawet nie wiem czemu, ale z każdą sekundą coraz bardziej brzydziłam się sobą. Zamrugałam kilkakrotnie i westchnęłam. Wzięłam swoją kosmetyczkę i zaczęłam robić makijaż. Tego jednego wieczoru chciałam poczuć się wyjątkowo.
Ostatni raz na ustach rozmazałam różową szminkę i zerknęłam na fryzurę, którą sobie zrobiłam. Cóż, przyznaję, że byłam zadowolona z efektu, bo skromnie mówiąc wyglądałam zajebiście.
Wyjrzałam do salonu, gdzie jeden mężczyzna wybierał ubrania Justinowi, a inna kobieta zajmowała się jego włosami. Naprawdę nie mógł ich zrobić sam, z resztą jak zawsze.
-Kto czesał tą panią?- rzuciła kobieta, ohydnie żując gumę. Nawet jej mowa była dziwna.
-Sama to zrobiłam- zmrużyłam oczy, chcąc pokazać w ten sposób, że nie podoba mi się jej postawa.
-Ładnie, ale moim zdaniem zbyt skromnie- przygryzła wewnętrzną stronę policzka. Sięgnęła po coś do swojej kosmetyczki i podeszła do mnie. Czułam, że wsadziła mi coś do włosów, ale nie wiedziałam co.-Teraz idealnie- uśmiechnęła się.- Piękna sukienka.
-Wspaniałe kształty-odezwał się stylista. - zamiast balerin, wziął bym jakiś obcas- mrugnął do mnie. Westchnęłam i ostatecznie przystałam na jego sugestie, ubierając około 8 cm szpilki. Musi wystarczyć- pomyślałam. 
Kiedy limuzyna zatrzymała się przed olbrzymim budynkiem, do którego prowadził czerwony dywan,a wokół było pełno wrzeszczących ludzi i paparazzie. Jednym słowem obłęd ! Popatrzyłam z obawą na Justina, ale ten tylko posłał mi jeden z tych swoich " cudownych uśmiechów" i otworzył drzwi pojazdu, wychodząc z niego. Odwrócił się w moja stronę i podał mi dłoń. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam z przyjemnością jego rękę. Kiedy opuściłam limuzynę, błysk fleszy wręcz mnie oślepił. No cóż, nie było to najprzyjemniejsze uczucie...
Justin splótł nasze palce razem, co mnie nie zdziwiło. Wielu dziennikarzy wołało po imieniu raz Justina, raz mnie. Z jakiej racji, przecież nie jestem sławna. Ścisnęłam mocniej dłoń bruneta. Naprawdę się stresowałam...
-Nie przejmuj się niczym. Porozmawiamy z góra jednym dziennikarzem i wchodzimy do środka. Dobra?- przytaknęłam mu jedynie, a Justin poprowadził nas do kobiety, która mogła mieć z 35 do 40 lat. Obok niej stał także Harry. Kto to jest? Ja pierdzielę. - Witaj Caroline- Justin posłał jej zalotny uśmiech. No ludzie, trzymajcie mnie. Flirtuje z nią na oczach tych wszystkich mediów. To było odruchowe, gdy ścisnęłam jego dłoń, zwracając jego uwagę. Spojrzałam na niego wymownie, ale on jedynie wywrócił oczami. Co za, kurde dupek!
-Witaj Patty- mruknął Harry. Wyszczerzyłam się do niego, ale nie posunęłam się do jakiś flirtów jak Justin.
-Hej.
-Wydajesz się zestresowana- stwierdził. Wywróciłam oczami na jego stwierdzenie. Co coś ty!
-Dla mnie to nie jest codzienność.
-Nie znam cię jesteś piosenkarką, aktorką...- ta cała Caroline zaczęła mówić to, jakby uważała się za lepszą.
-Nie jestem żadna osobą z świata show- bisnes ' u- skomentowałam tylko- Ja też pani nie znam.
-Jestem prezenterką w Anglii - powiedziała to w takim uśmiechem, że miałam ochotę jej przywalić, serio? To chyba te hormony tak działają, że wszystko mnie denerwuje i we wszystkim odnajduję wroga.
-Naprawdę? Przez prawie 18 lat mieszkałam w Wielkiej Brytanii i o tobie nie słyszałam- prosto mówiąc dopierdzieliłam jej. Kobieta zacisnęła usta w cienka linię. Justin szturchnął mnie lekko w żebra, ale ja jedynie zmrużyłam na niego oczy.
-Powinniśmy wchodzić- powiedział Harry. Zapewne zareagował na nasza wymianę zdań. Dobrze, bo ja bym nie ustąpiła. Wszyscy weszliśmy do wielkiej sali, gdzie z Justinem zajęliśmy miejsca. Cała gala strasznie się ciągnęła. Myślę jednak, że źle nie wypadłam...
******************************
No i 15 za nami. Co myślicie? Chyba nie jest aż tak zły, co nie? Przepraszam, za błędy ;)