niedziela, 28 grudnia 2014

9. Do you believe ?

Wyszłam na zewnątrz, a ciepłe promienie słońca otuliły moje ciało. Uśmiechnęłam się promiennie, idąc do parku. Miałam ochotę rozłożyć się na ławce, nic nie robiąc. Chociaż... Mogłam tak zrobić. Dobre, przyznaję, to strata czasu. Usiadłam na ławce obok placu zabaw, przypatrując się dzieciom, które bawiły się. To niewiarygodne, że za 6 miesięcy będę mieć swoje. Uśmiechnęłam się, spoglądając na swój brzuch. Położyłam na nim swoje donie, wzdychając. Obok mnie usiadła brunetka. Miała może 19 lat? Wydawała wcale nie dużo starsza ode mnie. Spojrzałam na jej ramiona, w których była mała kruszynka. W moich oczach pojawiły się łzy. Ona spojrzała na mnie, uśmiechając się.
-Piękna dziewczynka- skomentowałam.
-Dziękuję, to moja oczko w głowie- zaśmiała się. Oblizałam usta, wciąż się szczerząc.
-Dajesz sobie radę?-spytałam niepewnie.
-Jest ciężko, ale mama mi pomaga- westchnęła. - Też jesteś w ciąży?-spytała nie będąc pewna tego pytania.
-Tak-spuściłam wzrok.
-Gratulacje- pisnęła. - Wydajesz się młodsza ode mnie. Mogę spytać ile masz lat?
-Niecałe 18- westchnęłam. - Przepraszam, ale muszę iść- posłałam jej lekki uśmiech i podniosłam się z ławki. Spuściłam wzrok, szybko podążając w stronę Starbucksa. Miałam ochotę pobyć z Kat.
Kiedy weszłam do środka, od razu zobaczyłam ją, siedzącą przy kasie. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, który zapewne zajął moje miejsce. Podeszłam do niej, a ona uśmiechnęła się szeroko.
-Patty!- podeszła do mnie i przytuliłam- Jak czuje się maleństwo?- zaśmiałam się na dźwięk jej słów.
-Jest okay- uśmiechnęłam się.
-Simon zrób jej sok z świeżych pomarańczy- rozkazała. Kiedy chłopak zniknął mi z pola widzenia Kat zaczęła cicho piszczeć- Boże, jaki on jest uroczy. Powinnaś się z nim umówić. Albo nie, on jest mój. Matt czeka, aż zgodzisz się z nim wyjść na randkę- zaczęła tupać jak małolata. Zaśmiałam się z jej zachowania.
-Kat, ja już się z kimś umawiam- uśmiechnęłam się tajemniczo do dziewczyny,
-Nie mów, że...- spojrzała na mnie wymownie, a ja jedynie przygryzłam wargę- Umawiasz się z Justinem pieprzony Bieberem i mówisz mi o tym dopiero teraz?!
-No sory, wypadło mi z głowy-zaczęłam się śmiać.
-Jak może wypaść takie coś z głowy?! On jest bogiem seksu, a ty jesteś taka obojętna.- z jej doboru słów zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
-Jesteś niemożliwa- wymamrotałam- O której kończysz?-spytałam.
-Za 20 minut, a co?
-Potrzebna mi sukienka na wieczór...- po raz kolejny usłyszałam jej pisk
-Zabiera cię na randkę?!- zmieszana przytaknęłam. - Boże, dziewczyno, musisz mi jutro wszystko opowiedzieć!
-Kat, spokojnie- położyłam dłoń na jej ramieniu.
-Dobra, wdech, wydech- wybuchłam śmiech z jej poczynań. Tego było mi trzeba. Po przykrościach z rana zasłużyłam na odrobinę radości.
-Dziewczyno, co ty wyprawiasz?-usłyszałyśmy  głos chłopaka, który postawił przede mną szklankę z sokiem,
-Dzięki- skomentowałam, zanim wzięłam łyk, przyjemnie ziemnego napoju. -To jak pomożesz mi z tą sukienką?-spytałam.
-Oczywiście, nie codziennie przyjaciółka oznajmia, że idzie na randkę z gwiazdą!-wywróciłam oczami na dźwięk jej słów.
Poczekałam do końca jej zmiany, w tym czasie wciąż Kat zachwycała się wieścią, że idę na randkę  z Justinem. Chciałabym powiedzieć jej wszystko, ale nie mogłam. Po pierwsze za krótko się znałyśmy, a po drugie nie miałam do niej jeszcze takiego zaufania.
Wyszłyśmy z kawiarni punkt 12. Postanowiłyśmy najpierw iść coś zjeść, bo przyznam, że umierałam z głodu. Nie wińcie mnie za to, musiałam jeść więcej, niż dotychczas. W małej restauracji, która była w centrum handlowym, zamówiłam sobie nuggetsy, a Kat zwykłą zapiekankę. Usiadłyśmy przy stoliku obok szyby, patrząc na ludzi, którzy przechodzili.
-O patrz, ten jest przystojny- pisnęła dziewczyna, pokazując na faceta z dwójką dzieci. Nie był może w naszym wieku, bo mógł mieć z 40 lat, ale uważam, że miała rację. Był przystojny, ale wydawało mi się, że skądś go znam, ale nie wiedziałam skąd. Kogoś mi trochę przypominał.
-To idź i zagadaj- wywróciłam oczami
-Oszalałaś?! On mógłby być moim ojcem- mruknęła.
-Boże, Kat- wywróciłam oczami.
-Chociaż, wiesz co? Nic mi nie szkodzi- mruknęła i wstała z miejsca, ciągnąc mnie. Ledwo złapałam torebkę. Ona pewnym krokiem podeszła do mężczyzny, a ja uparcie się w niego wpatrywałam, usiłując przypomnieć sobie kim jest.
-Cześć- powiedziała Kat do mężczyzny, On spojrzał najpierw na nią, a później na mnie, patrząc uważnie. Boże, spraw, żebym w magiczny sposób stąd zniknęła.
-Emm... Cześć- powiedział zmieszany. Usiadłam na ławce obok, przysłuchując się ich rozmowie.
-Jestem Kat- przedstawiła się.
-Jeremy-odpowiedział, a ja w jednej chwili zamarłam. Boże, ratuj, to ojciec Justina. przynajmniej tak mi się wydaje.
-Tak się zastanawiam, czy nie dałbyś mi swojego numeru. -ukryłam twarz w dłoniach, błagając aby to się już skończyło.
-No, nie wiem. Jesteś w wieku mojego syna...- westchnął. - Ah, co mi szkodzi spotkać się z tobą parę razy - nie mogłam tego słuchać dłużej. Wstałam z ławki i podeszłam do dziewczyny.
-Kat, spadam. Potrzebna mi sukienka na wieczór, dobrze wiesz.- mężczyzna spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Czyżby wiedział kim jestem?
-Patty, dobrze wiem, że idziesz na randkę- wywróciła oczami- Daj mi chwilę. Jeszcze kupimy tą sukienkę - wywróciłam oczami i odeszłam zażenowana. Boże, ale wstyd. Jeżeli kiedykolwiek go spotkam chyba zapadnę się pod ziemię. Westchnęłam, siadając na murki fontanny. Nie czekałam długo, aż dołączyła do mnie Kat.
-Możemy iść. - powiedziała z uśmiechem na pół twarzy.
-I jak?
-Umówiliśmy się na jutro wieczór. Dasz wiarę?!
-Tylko uważaj na niego...-wymamrotałam.
***********************************************
No to następny za nami. Przepraszam za wszystkie błędy. Sprawdzałam rozdział, ale nie jestem pewna, czy wszystko poprawiłam.
Czytasz=komentujesz.
Tylko tego od was chcę ;). Komentarze bardzo motywują ;**
Aktualizacja -01.01.2015 r - 12:26 AM
Wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku ;**

poniedziałek, 22 grudnia 2014

8. Hey, beauty

Następnego dnia obudziłam się szybko, bo było kilka minut po 8. Przeciągnęłam się leniwie, uśmiechając przy tym. Wstałam z łóżka, podchodząc do okna. Odsłoniłam zasłony, od razu czując przyjemne promienie słońca na swojej twarzy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, idąc do wyjścia z pokoju. Zeszłam na dół, gdzie w kuchni zaczęłam robić kanapki z serem, szynką i pomidorem. Postawiłam talerz na stole, nalewając dobie soku. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, czy Justin jest w domu, czy już w studiu.
A nie, był w domu. Usłyszałam kroki na schodach, a zaraz po tym brunet wszedł do kuchni, zatrzymując się, zdziwiony moim widokiem.
-Cześć- uśmiechnęłam się szeroko. Zjechałam wzrokiem po całym jego ciele. Wyglądał jak jakiś grecki Bóg i on o tym wiedział.
-Hej. Wiem, że ci się podobam, ale zachowaj to na wieczór- zaśmiał się. Wywróciłam oczami.
-Masz zbyt wielki ego- stwierdziłam.
-Wydaje ci się- powiedział, jedząc jedną z kanapek.
-Nalać ci soku, zrobić kawy, herbaty?-zapytałam, podchodząc do blatu.
-Dobrze wiesz, że nie musisz tego robić- spojrzał na mnie wymownie. -Ale jak już, to sok- nalałam do szklanki tego samego soku, co ja i usiadłam z powrotem na swoje miejsce.
-Wiem, ale chcę- posłałam mu uśmiech. Usłyszałam kawałek piosenki " Cry Me A River" Justina Timberlake'a. Justin sięgnął po komórkę, odbierając połączenie. Postanowiłam nie podsłuchiwać o czym gada, bo wyszłam z kuchni do salonu. Włączyłam głośniki i odblokowałam iPoda podłączonego do nich. Zaczęłam przeglądać piosenki, aż natknęłam się na coś ciekawego. Z głośników zaczęła lecieć piosenka "Show Me" Kid Ink' a i Chrisa Brown'a . Uśmiechnęłam się sama do siebie, zaczynając śpiewać razem z Chrisem.
-Lubisz?-spytał Justin. Odwróciłam się do niego przodem i zaczęłam się śmiać.
-Niezła nuta- skomentowałam, siadając na kanapie.
-Za jakieś 2 godziny wpadnie kilku moich kumpli.- chciałam się odezwać, ale nie dał mi dojść do słowa. - Nie, to nie ci sami.- westchnęłam, nic nie mówiąc. W końcu to był jego dom.
Podniosłam się, idąc do kuchni, skąd wzięłam kanapkę i poszłam z nią na górę. W pokoju ją zjadłam i miałam się iść kąpać, ale zadzwonił mój telefon. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam, że to Agnes.
-Cześć - powiedziałam uradowana.
-Hej- wychlipała.
-Ej, młoda, co jest?-od razu spytałam z powagą w głosie.
-Mama... ona...-zaczęła. W żołądku poczułam dziwny ucisk .
-Skarbie, co się stało?
-Ona ma nowotwór- w chwili, kiedy to powiedziała, komórka wypadła mi z ręki. Zasłoniłam twarz rękami, czując łzy. Szybko podniosłam telefon, rozłączając się. Wybrałam numer mamy, która odebrała.
-Po co dzwonisz?-spytała na wstępie zimnym jak lód głosem. Poczułam kolejną walę łez, tym razem spowodowane jej chłodem.
-Słyszałam, że jesteś chora. Jak się czujesz?-spytałam niepewnie.
-Nie powinno cię to obchodzić.
-Obchodzi, jestem twoją córką.
-Nie, ja córki nie mam. Nie wiem po co dzwonisz i tak nic już nie znaczysz dla nas. - jej słowa tak bardzo raniły. Nie można tego opisać
-Proszę cię, nie mów tak-szepnęłam.
-Nie dzwoń do nas. Nie próbuj kontaktować się z Agnes. Zachowuj się jakbyś nie miała rodziców, bo my już nie mamy córki- powiedziała, zanim się rozłączyła. Stałam oniemiała. Jak ona mogła tak mówić. Przecież nie zrobiłam nic złego. a na nawet, kiedy dowiedziała się, że jest chora nie chce się pogodzić. To nie fair, skreślili mnie od razu. Nic nie opisze tego jak bardzo mnie zraniła. Usiadłam przed łóżkiem, opierając się o nie. Czemu to musiało tak boleć? Odeszła mi ochota na wszystko. Nie kontrolowałam tego, kiedy wybrałam numer Pattie. Kobieta odebrała po czterech sygnałach.
-Cześć- powiedziała rozpromieniona. Miałam ochotę prychnąć na jej entuzjazm.
-Możesz przyjechać- nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre
-Z dzieckiem wszystko ok?
-Tak, proszę przyjedź- szepnęłam. Nic więcej nie powiedziała, tylko rozłączyła się.
Pattie weszła do pokoju, a za nią zdezorientowany Justin. Podeszłam do niej, mocno wtulając. Potrzebowałam czyjejś bliskości. Ona zaczęła głaskać mnie po głowie. Czułam się taka przegrana, że tak płaczę.
-Cii, już dobrze. Nie płacz- zaczęła szeptać mi do ucha.
-Mamo, co się stało?- spytałam brunet- To moja wina?-zwrócił się do mnie. Pokręciłam jedynie przecząco głową.
-Justin, bądź przy niej- powiedziała kobieta- jestem tu tylko przejazdem. Mam bardzo ważną rzecz do załatwienia- powiedziała do swojego syna- A ty, skarbie, trzymaj się- ostatni raz pogłaskała mnie po głowie, zanim wyszła. Brunet z niekrytym wahaniem, podszedł do mnie i wziął w ramiona. Wtuliłam się w niego, zaciągając zapachem. Naprawdę potrzebowałam czyjejś bliskości. Justin zachował się naprawdę dorośle. Mógł przecież mnie zostawić.
-Dziękuję- szepnęłam, zaciskając mocno powieki.
-Powiesz mi co się stało? -spytał z spokojem w głosie. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, czy mu mówić, czy nie...
-Moja matka powiedziała mi, że nie mam już rodziców i nie mam w ogóle kontaktować się z Agnes.- powiedziałam, wciąż nie odrywając się od niego.-Czemu ona to robi? To tak boli - dalej mówiłam.
-Nie przejmuj się, bo jeszcze teraz nie wie co mówi. Zorientuje się dopiero później, ale wtedy będzie już za późno- zaskoczył mnie, w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
-Dziękuję za wszystko. Sama nie dałabym sobie rady.- to wszystko przerwał dzwonek do drzwi.
-Przepraszam, muszę otworzyć.
-Jasne, nie ma sprawy. Wezmę prysznic i zejdę- powiedziałam i poszłam do łazienki. Szybko spłukałam ciało z brudu i wyszłam, owijając się ręcznikiem. Gdyby możne byłoby spłukać tak problemy... W pokoju ubrałam bieliznę, oraz sukienkę w mocno błękitnym kolorze. Nie chciało mi się nic robić z włosami, więc przerzuciłam je jedynie na prawe ramię. Otworzyłam drzwi sypialni i zeszłam ze schodów. Spodziewałam się słyszeć głośną muzykę, ale tak się nie stało. Wychyliłam głowę zza ściany, spoglądając do salonu. Zobaczyłam Justina i jakiegoś chłopaka, grających na konsoli. Cicho zaśmiałam się, wchodząc do pokoju. Justin z pauzował grę, uśmiechając się.
-Patty, to Lil Twist, Lil poznaj Patty- powiedział. Podeszłam do chłopaka, podając mu dłoń.
-Cześć- posłałam mu uśmiech.
-Hej, piękna- poruszył dziwnie brwiami.
-Hej, hej nie zapędzaj się. -oburzył się. Czyżby był zazdrosny?
-Stary, nie jest w moim typie- uniósł ręce w obronnym geście.- Dobrze wiesz, że preferuję krągłe kształt- wytłumaczył.
-Wiem- mruknął. Wyczułam jakieś dziwne napięcie.
-Wychodzę się przejść- wymyśliłam na poczekaniu, kierując się na górę. Szybko portfel i telefon do torebki, a następnie szybko wyszłam z domu.
************************************************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Mam nadzieję, że następny pojawi się szybciej ;)

niedziela, 14 grudnia 2014

7. Happy birthday!

Późnym popołudniem przyszła Pattie. Kolejny raz przechodziłam przez zestaw pytań o to jak się czuję, czy czegoś przypadkiem nie potrzebuję. Z cierpliwością odpowiedziałam na wszystkie. Justin musiał iść do studia, więc zostałam sama z Pattie. Prawdę mówiąc cieszyłam się z tego powodu, bo poznałam ją bliżej. Opowiedziała mi sporo o Justinie i sobie. Okazało się, że była w ciąży w tym samym wieku, co ja. Dziwnie, co nie?
Tak zleciał mi praktycznie cały dzień. Wieczorem zadzwoniła jeszcze raz moja siostra, wypytując o wszystko. Powiedziałam jej, czemu już z nimi nie mieszkam, ale nie powiedziałam kto jest ojcem dziecka. Agnes jako jedyna ucieszyła się z tej wieści. Byłam pewna, że jest po mojej stronie, co dodawało mi niemałej otuchy. 

Z każdym dniem nabierałam coraz więcej energii, aż przyszedł dzień urodzin Agnes. Justin, tak jak obiecał, skontaktował się z moimi rodzicami, którzy o dziwo zgodzili się, aby moja siostra tutaj przyjechała, ale... No właśnie, ale. Razem z nią miała przyjechać Anne. Byłam tak zła na tą dziewczynę, że nie wiem. Byłam pewna, że gdy przyjedzie zacznie podrywać Justina, który będzie spędzać dzień z Agnes. Myśląc o tym, wprost się we mnie gotowało. 
Usiadłam na krześle, stawiając na stoliku swój koktajl malinowy. Przebywałam akurat w Starbucksie, gdzie miał też przyjść Justin. Tupałam nogą o chodnik, niecierpliwiąc się.
-Hej dziewczyno, nie widziałam cię ponad tydzień- podeszła do mnie Kat. Posłałam jej zbolały uśmiech.
-Tak wyszło. Szkoda, że nie mogę tutaj pracować- westchnęłam.
-Właśnie, co się stało?- spytała, przysiadując się do mnie.
-Nie wiesz, że jestem w ciąży i o mały włos nie poroniłam?- spytałam.
-Serio? To gratulacje- przytuliła mnie. - Co z dzieckiem?
-Już dobrze.- uśmiechnęłam się. W oddali zobaczyłam zbliżających się Justina, Agnes i Anne. - Udawaj, że jesteś moją przyjaciółką. Później ci wszystko wyjaśnię. Ta blondynka musi tak pomyśleć.- powiedziałam szybko. Widząc perfidny uśmiech na ustach Anne gotowało się we mnie.
-Dobra- szepnęła.- Matt powiedział mi w tajemnicy, że chciałby się z tobą spotkać. Biedaczek się zadurzył- obie wybuchłyśmy śmiechem. Anne w tym samym momencie spojrzała w naszym kierunku, otwierając buzię. Specjalnie odwróciłam się w tamtym kierunku. Złapałam Kat za rękę, ciągnąc w ich kierunku. 
-Hej, skarbie! Wszystkiego najlepszego- przytuliłam moją siostrę.
-Cześć- pisnęła- Dziękuję, to najlepszy prezent w moim życiu- powiedziała, tuląc mnie. 
-Agnes, poznaj moją przyjaciółkę, Kat. - powiedziałam. Moja siostra chciała coś powiedzieć, ale Anne się wtrąciła.
- A wie, że puszczasz się na lewo i prawo- syknęła. Normalnie we mnie coś wybuchło.
-Przepraszam, mówiłaś coś?- udałam głupią- Nie wydaje mi się, że cię zaprosiłyśmy do rozmowy- specjalnie uśmiechnęłam się- Nie zamierzam odpowiadać na to, co powiedziałaś. Ktoś przecież musi być mądrzejszy- mrugnęłam do niej. -Proszę bardzo, dzwoń do mojej mamy i powiedz jej wszystko. Wiem, że ty maczałaś palce w tym wszystkim. Wiem, że to przez ciebie nikt z Londynu nie chce ze mną gadać. Dobra, dla mnie to lepiej, bo tu mam lepszych przyjaciół - powiedziałam to spokojnie.- Ah, przekaż mojej mamie, że ta decyzja i odejście było najlepszą rzeczą jaką zrobiłam.- uśmiechnęłam się, aby ją wkurzyć jeszcze bardziej.
-Jesteś jedynie dziwką- syknęła- Nie mam pojęcia jak twoja mama mogła urodzić taką szmatę...- w chwili kiedy to wypowiedziała tak po prostu uderzyłam ją w twarz.
-Dobra, dość tego- Justin ostrożnie odsunął mnie od niej.
-Zgnij w piekle, suko- syknęłam, zanim odwróciłam się i poszłam... sama nie wiem gdzie. Chociaż pokazałam, że nie zależy mi na nich, na rodzinie, ale tak nie było. Wciąż miałam nadzieję, że któryś z rodziców zadzwoni do mnie i pogodzi się. Nie musiałby nawet przepraszać. Tak bardzo mi brakowało bliskich. teraz, kiedy jest tutaj Agnes, nie mogę nawet normalnie z nią pogadać, spędzić czasu. To strasznie przykre. Może miałam Pattie, Justina, albo Kat, ale to nie było to samo. Rodzinę znałam całe życie, a ich raptem 3 tygodnie? czemu nie mogę się cieszyć tym, że będę mieć dziecko ze wszystkimi? Rodzice traktują mnie jakbym była niczym, albo ich wrogiem.
Westchnęłam i postanowiłam pójść do domu. Przyznam, że nie znałam za bardzo tego miasta. 
Wchodząc do środka od razu udałam się do łazienki. Rozebrałam się z ubrań, a w między czasie odkręciłam letnią wodę. Weszłam do wanny, wygodnie wyciągając się i relaksując przyjemnie chłodzącą mnie wodą. Na dworze było zaskakująco ciepło.
Opuściłam wannę, wycierając swoje ciało. Miałam iść do swojej sypialni po bieliznę, ale spojrzałam w lustro. Mój wzrok spoczął na brzuchu. Uśmiechnęłam się mimowolnie widząc lekkie wypuklenie. Nic nie opisze tego jakie to uczucie. Mimo, że jestem smutna, ale kiedy pomyślę o tym maleństwie, czuję się jakbym była najszczęśliwszą osobą na świecie.
Dotknęłam skóry na swoim brzuchu, uśmiechając się. Kiedy jednak usłyszałam kroki na schodach, szybko obwinęłam ciało w ręcznik. Nasłuchiwałam, próbując zorientować się kto to.
-Patty, jesteś tutaj?- usłyszałam głos Pattie. Odetchnęłam i otworzyłam drzwi łazienki. Zobaczyłam ją razem ze Scooter'em, kiedy siedzieli na łóżku.
-Dzień dobry- przywitałam się.
-Ubierz się i zejdź na dół- posłała mi ciepły uśmiech, zanim oboje wyszli. Szybko ubrałam na siebie bieliznę, oraz zwiewną sukienkę w kolorze mięty. Stopy wsunęłam w japonki i zeszłam do salonu. Zdziwiłam się, że chcieli porozmawiać jedynie ze mną,
-Usiądź - powiedział łagodnie mężczyzna. Zajęłam miejsce naprzeciw nich i przygryzłam wargę.
-Rozmawialiśmy już z Justinem w studio - uprzedził moje pytanie.- Doszliśmy z Pattie i Jeremy'm, że najlepiej będzie, jeżeli zaczniecie udawać, że jesteście parą. To będzie najlepsze wyjście. Gdyby prasa dowiedziała się, że to było przelotne, to wynikłby z tego kolejny skandal. Musisz podtrzymywać historię, że jesteście razem od roku. Poznaliście się tutaj, kiedy byłaś na wakacjach. Media muszą na razie nabrać się na ten związek, dopiero później powiemy, że spodziewasz się dziecka.
-A fanki... bardzo mnie znienawidzą...?-spytałam niepewnie.
-Nie przejmuj się tym, nie możesz się  denerwować.- wzięłam wdech, ale zaraz po tym przytaknęłam.
-Justin jutro zabierze cię gdzieś- odezwała się Pattie. - Później pojedziecie na galę w Los Angeles. - słysząc to wszystko zaczęłam wątpić, czy dam sobie ze wszystkim radę. To było wielkim wyrzeczeniem, szczególnie, że są już przecieki do Internetu. Westchnęłam, spuszczając wzrok.
-Hej, to może wydawać się trudne, ale nie tylko ty poświęcisz się. Justin także będzie musiał zmienić swój styl życia, zrobić przerwę w karierze. To dla niego ogromne wyrzeczenia, ale on sam podjął decyzję. Mógł przecież jedynie płacić na dziecko.
-Scooter!- skarciła go Pattie, ale ten ją zignorował.
-Chciał się zająć najpierw tobą, a potem dzieckiem.
-Ja to wszystko wiem- westchnęłam- Tylko boję się jak to będzie. Nie mogę liczyć na nikogo z rodziny, to po prostu trudne- wytłumaczyłam.
-Wiem skarbie- Pattie pogłaskała mnie po włosach- Możesz liczyć na nas. Zawsze ci pomożemy- zapewniła mnie. - A w szczególności ja. Wiem jakie to trudne, byłam w ciąży w tym samym wieku co ty, ale mi pomagali rodzice. Zobaczysz, jeszcze do ciebie zadzwonią i przeproszą.
-Mam taką nadzieję- przyznałam. -Przepraszam, ale jestem zmęczona- ziewnęłam- Prześpię się- oboje przytaknęli.
-Trzymaj się. Dzwoń jakby co- powiedziała brunetka, zanim wyszła. Po tym od razu położyłam się na kanapie. O dziwo była bardzo wygodna i szybko zasnęłam.
***********************************************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Po prostu, wiem, że mówię to po raz kolejny, ale brak mi na wszystko czasu.
Przepraszam za błędy ;)

sobota, 6 grudnia 2014

6. Belieber is for life

-Spisz?- spytał Justin. Odwróciłam powoli głowę w jego kierunku.
-Nie- szepnęłam- Co z dzieckiem...?-spytałam, bojąc się jego odpowiedzi.
-Żyje-szepnął zdenerwowany. Ciężar jakby spadł mi z serca.- Ale jest zagrożone- dodał. Przymknęłam oczy, nabierając dużą ilość powietrza do płuc. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Na szczęście wyręczył mnie lekarz, który wszedł do sali.
-Jak się pani czuje?- spytał na wstępie.
-Raczej okay- zamrugałam kilkakrotnie.
-Pani dziecko jest zagrożone. Gdyby przyjechała jutro rano było by martwe. Na szczęście zdążyliśmy podać leki i ustabilizowaliśmy stan dziecka. Ale i tak musi pani teraz uważać, bo mało brakowało.
-Czyli to moja wina...?- spytałam, a mój głos drżał.
-Nie,  wpłynęły na to czynniki zewnętrzne. Jest pani zdrową i silną kobietą, tylko to uratowało panią od poronienia.
-A co do pana, panie Bieber proszę o opiekę nad panią Haris. Proszę ograniczyć jej stresów, kazać sporo odpoczywać. Za jakiś tydzień powinno być lepiej i będzie pani mogła już normalnie chodzić w po ulicach.
-A co z pracą...?- spytałam.
- Oh, nawet niech pani o niej nie myśli. Najlepiej dla dziecka będzie jak zrezygnuje pani z niej.- posłał mi uśmiech. - Państwo wybaczą, muszę iść
-Nie masz pojęcia jak cię przepraszam-zaczęłam.
-Nie masz o co. To moja wina. Powinienem powstrzymać Jasona wcześniej i kazać im wyjść.
-To nie twoja wina....
-Właśnie, że moja! Nie darowałbym sobie gdyby dziecko umarło. Dostałem szanse jedną na milion, nie mogę jej zmarnować. Czuję  że Bóg we mnie wierzy i chce bym się stał lepszym człowiek. Szkoda, że ja nie wiem jak mam to zrobić- złapał mnie za rękę.
-Wszystko powoli- posłałam mu zbolały uśmiech.- nie dasz rady zrezygnować ze wszystkiego za jednym razem.
-A chciałbym, tylko nie wierzę, że mi się to uda.
- Ja w ciebie wierzę- ścisnęłam lekko jego dłoń- więc dlaczego ty nie wierzysz?
-Dziękuję. Dzięki wam mam motywację, żeby stać się lepszym i będę do tego dążyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rano, około godziny 10 mnie wypisali, a pół godziny później już leżałam pod kołdrą w pokoju Justina.
-Przynieść ci coś?- spytał, klękając obok łóżka.
-Nie, nic mi nie potrzeba.- posłałam mu uśmiech, którym sama siebie nawet nie przekonałam.
-Patty, musisz ze mną rozmawiać- pogładził mnie lekko o włosach. Jakie to było przyjemne uczucie.
-Naprawdę nic mi nie potrzeba.- odważyłam się wyciągnąć rękę i spleść nasze palce razem. -Miałeś mi opowiedzieć o swojej rodzinie. Usiądź obok i mów-uśmiechnęłam się.
-Powinnaś odpoczywać- powiedział, ale ja pokręciłam przecząco głową.
-Mam w łóżku leżeć co najmniej tydzień, jeszcze wypocznę- mrugnęłam do niego. Brunet westchnął i położył się obok mnie.
-Mam brata i siostrę, nazywają się Jazmyn i Jaxon.- zaśmiałam się.-Co się stało?
-Wasze imiona zaczynają się na J- odpowiedziałam rozbawiona.
-Tak, po tacie. On ma na imię Jeremy- odpowiedział z uśmiechem. Widać wiele frajdy sprawiało mu mówienie o swojej rodzinie. - Opowiedz coś o sobie. Twoi rodzice nie pomogli co, gdy dowiedzieli się o ciąży?- westchnęłam, przygryzając wargę.
-Nie- pokręciłam przecząco głową.- Kiedy się dowiedzieli kazali mi podjąć decyzję, czy chcę z nimi dalej mieszkać, czy nie. Nie mogłam tam zostać, bo postawili mi ultimatum. Miałam zgodzić się na aborcję. Nie mogłam tego zrobić, dlatego spakowałam się i przyleciałam tutaj.
-Boże co to za ludzie- mruknął.
-Wiem i cieszę się, że nie zgodziłam się.
-Skąd jesteś, bo ludzie tutejsi są, jak to ująć... ciemniejsi?.- zaśmiałam się mimowolnie z jego wypowiedzi.
-Nie, jestem z Europy- wyjaśniłam- Całe życie mieszkałam w Londynie.
-No tak, masz akcent- nerwowo się zaśmiał. Chciał coś powiedzieć, ale mój telefon zaczął dzwonić. Serio, coś nowego. Sięgnęłam po niego, orientując się, że dzwoni moja siostra. Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Część-powiedziałam niepewnie.
-Patty, co się z tobą dzieje?! Rodzice usunęli mi twój numer i zakazali kontaktować, kiedy byłam u twoich znajomych, nikt nie miał twojego numeru. Dopiero wygrzebałam go z starego notesu rodziców, który i tak znalazłam przez przypadek.
-Agnes, rodzice nie będą zadowoleni, że do mnie dzwonisz.- westchnęłam- Co tam mała?- uśmiechnęłam się sama do siebie. Tego było mi trzeba. Musiałam porozmawiać z siostrą.
-Smutno mi bez ciebie- przyznała.- Nie mogę uwierzyć, że nie będzie cię na moich urodzinach.
-Wyślę ci prezent- zaśmiałam się-Dalej masz cały pokój w jego plakatach?- spytałam
-Belieber jest się na całe życie-powiedziała poważnie. Zaśmiałam się. O tak, tego było mi trzeba...
-Mam pomysł co ci kupić, ale nie wiem, czy rodzice się zgodzą.-powiedziałam tajemniczo.
-Cieszę się... Ups, mama wróciła, nie chcę ryzykować. Pa- powiedziała, zanim się rozłączyła. Wywróciłam oczami i zaśmiałam się.
-Kto dzwonił?- spytał Justin.
-Moja siostra- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Brakuje ci jej...-stwierdził.
-Bardzo- westchnęłam. - Moja siostra ma w przyszłym tygodniu urodziny i tak sobie pomyślałam, czy abyś nie mógł podpisać dla niej płyty, a ja bym ją wysłała- zaczęłam niepewnie. Posłał mi uśmiech.
-Jeżeli sprawi to, że będziesz szczęśliwa, to mogą ją tutaj zaprosić- otworzyłam oczy, a na moich ustach uformował się gigantyczny uśmiech.
-Naprawdę mógłbyś to zrobić? Obiecuję, że góra na dwa dni.
-Oczywiście.- uśmiechnął się, ukazując swoje proste, białe zęby. -Prześpij się, a ja wszystko załatwię.
-Dziękuję, jeszcze raz- uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co- odpowiedział, zanim wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Uśmiechnęłam się sama  do siebie. Dopiero dzisiaj Justin pokazał swoją prawdziwą twarz. Wzięłam telefon z szafki i w wyszukiwarkę wpisałam Justin Bieber. Pokazało mi się pełno stron, ukazujące go w jak najgorszym świetle. Jak oni mogli wypisywać takie rzeczy?! To jest podłe, a Justin zasługuje na trochę prywatności...
*************************************
I co myślicie? Nie dzieje się w nim nic spektakularnego, ale chyba potrzeba takich rozdziałów. Pozostawiam wam go do oceny ;)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

5. Justin !

Siedziałam na środku kanapy, obok Justina, oglądając z nim jakiś serial, w którym osoba wynajmuje detektywów, aby śledzili partnera, bo podejrzewają, że zdradza. Żenada! Usłyszałam dzwonek, co mnie szczerze zdziwiło. Justin podniósł się z kanapy i poszedł otworzyć. W jednej chwili rozległ się hałas rozmów. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na zegarek. 22:40.
Do salonu wszedł sam mężczyzna, a za nim 2 innych i kilka kobiet. Ok...
-Justin kto to?- spytała jedna z nich. Wyglądała jak typowa dziwka.
-Emm... to Patty- odpowiedział zmieszany. Mogłam przewidzieć, że on nie będzie chciał przedstawić mnie swoim przyjaciołom.
-Może ona wyjść- wtrąciła druga. Justin spojrzał na mnie zmieszany po raz kolejny. Westchnęłam i wstałam z kanapy. Nawet na niego nie patrząc wyszłam z domu. Usiadłam w ogrodzie i zaczęłam patrzeć na wodę w basenie. Głośna muzyka zaczęła grać, a ja myślałam, że mnie rozniesie. Serio, powinnam wrócić do siebie. Po co mnie tu zapraszał?
-Młoda damo!- krzyknęła kobieta zza płotu.
Wstałam i podeszłam do niej.
- Tak?- spytałam, uśmiechając się.
-Ściszcie tą muzykę!
- Bardzo panią przepraszam- powiedziałam, będąc zawstydzona z powodu Justina- powiem, że mają to wyłączyć, ale nic nie obiecuję- powiedziałam miłym tonem.
- Jesteś pierwszą miłą osobą.- posłała mi uśmiech. Odwzajemniłam gest i poleciałam prosto do domu. To co tam zastałam przerosło moje oczekiwania. Te dziwki robiły im striptiz. Zaciskając mocno zęby podeszłam do wierzy i wyłączyłam ten jazgot. Wszyscy na mnie spojrzeli.
-Włącz to- syknął jeden z jego kolegów.
-Wykluczone- skrzyżowałam  ręce na klatce piersiowej. Mężczyzna, który wypowiedział się zeszłym razem, podszedł do mnie i mocno potrząsnął moim ciałem. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
-Ej, puść ją- Justin podniósł się z kanapy. -Ona jest w ciąży, debilu- syknął.
-A co mnie obchodzi bachor?-zaśmiał się drwiąco.
-Patty, po prostu to włącz.
-Nie!-wrzasnęłam- Ratuję ci dupę przed kolejnymi kłopotami-zmrużyłam oczy.-Jeżeli chcecie to kontynuować, to idźcie do jakiegoś klubu, czy coś.
-Włącz to- krzyknął znów ten chłopak. Widziałam w jego oczach wręcz furię. Przełknęłam ślinę, a chwilę później poczułam tam mocne uderzenie w policzek, że po prostu zachwiałam się i runęłam na ziemię.
-Kurwa, Jason oszalałeś?!- krzyknął-Wyjdźcie skąd, wszyscy. - w czasie, kiedy oni zbierali się ja, wstałam i poleciałam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, oglądając swoją twarz. Mój policzek był czerwony, a z kącika warg wypłynęło trochę krwi. Jakim człowiek trzeba być, żeby uderzyć kobietę? Nie wiem jak on wybiera kolegów. Popierdoleńcy. Postanowiłam, że nie będę tu mieszkać. Odkręciłam wodę i rozebrana weszła  pod prysznic. Justin wołał moje imię, ale go ignorowałam. Wzięłam mydło i chciałam nim namydlić gąbkę, ale mi wypadło. Chciałam się schylić i je podnieść, ale stanęłam jak wryta. Woda zabarwiona była na czerwono, jakby w trakcie okresu. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie mógł się wydostać z mojego gardła. W jednej chwili poczułam starach, wielki strach. A co jeśli stracę to dziecko? Nie mogę!
Zaczęłam głęboko oddychać. Niestety to nic nie dało. Opuściłam prysznic i obwinęłam się ręcznikiem. Dopiero po chwili dotarło do mnie co robię.
-Justin!-krzyknęłam na całe gardło. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Tak się bałam.
-Mogę wejść?- spytał.
-Tak!- krzyknęłam po raz kolejny wręcz zdesperowana. Drzwi się otworzyły, a kiedy spojrzałam na niego jego twarz zrobiła się blada. Nie tylko ja się bałam. Podszedł do mnie i wziął na ręce. Nie opierałam się, nie miałam na to sił. Moim jedynym zmartwieniem było to, aby dziecko przeżyło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leżałam w białej pościeli, tępo wpatrując się w ścianę. Nie wiedziałam co mam myśleć. Straciłam to dziecko? Gdy tylko o tym pomyślałam czułam dziwny skurcz i strach. Mimo, że byłam załamana z powodu tej ciąży, to teraz na prawdę nie chciałam jej stracić. To było takie fajne uczucie mieć w sobie to maleństwo. Drzwi się otworzyły, ale nie spojrzałam kto to był.
-Spisz?- spytał Justin. Odwróciłam powoli głowę w jego kierunku.
-Nie- szepnęłam- Co z dzieckiem...?-spytałam, bojąc się jego odpowiedzi. Teraz nie wyobrażałam sobie jakbym to zniosła, kiedy dziecko by umarło...